„Locking zawsze był niszowy”. Rozmowa z Jakubem Qbą Łukowskim

Ma za sobą spory staż taneczny oraz (co się nieczęsto zdarza) wykształcenie w tym zakresie. Qba najbardziej znany jest w Polsce jako tancerz Lockingu oraz prezes stowarzyszenia Warszawski Funk, zajmującego się promocją kultury funkowej w Polsce. O jego inspiracjach, pracy dziennikarskiej a także kryzysie (choć on sam tego tak nie nazywa) lockingu w Polsce, przeczytacie w poniższym wywiadzie.

Warszawski Funk to spora ekipa, zrzesza nie tylko lockerów. Z tego co wiem to jest nawet oficjalnym stowarzyszeniem.

Z warszawskim funkiem sprawa jest dosyć dynamiczna. Wszystko zaczęło się w 2005 roku kiedy robiliśmy sobie treningi lockingowe i stwierdziliśmy, że warto by coś razem zrobić, a jako że nie chcieliśmy aby ktokolwiek był lepszy od innych, to wyszło na to że stowarzyszenie jest właśnie tą formą która sprawia, że każdy jest równy, każdy ma dokładnie takie same prawa i obowiązki będąc w stowarzyszeniu.

Na początku było nas ponad 20 osób i jak to zawsze na początku wszyscy chcieli robić dużo fajnych rzeczy, ale z czasem to zaczęło się zmieniać. W którymś momencie taniec był zdecydowanie dominujący i byliśmy bardziej ekipą taneczną niż stowarzyszeniem. Dzisiaj tak naprawdę jest mocny podział na to kto robi co. Ja zajmuję się głównie muzyką i w tę stronę chcę się rozwijać, mamy ekipę która zajmuje się organizacją warsztatów i ludzi od kręcenia filmików itp. Działamy wtedy kiedy jest na to ochota albo pojawi się ktoś ciekawy kogo można zaprosić na warsztaty, czy jest jakieś wydarzenie muzyczne które warto zrobić. Zupełnie bez spiny i całkowicie dla frajdy.

fot. Tomasz Korolczuk

Połączenie teatru z tańcem zawsze wydawało mi się ambitnym wyzwaniem. Założyłeś kiedyś Teatr Tańca Exceed, jak to wspominasz?

To było doświadczenie które nie tylko ukształtowało mnie jako artystę, instruktora czy tancerza ale przede wszystkim jako człowieka. Kiedy zakładałem ten teatr miałem 20 lat i dopiero stawiałem pierwsze kroki w tańcu bardziej profesjonalnym. Sam byłem po paru latach w młodzieżowym teatrze tańca, bo tak zaczęła się moja styczność z tańcem. Jak miałem 10 lat zapisałem się do teatru muzycznego Pantera i tam poznawałem taniec, który z czasem zaczął mnie bardziej jarać. Teatr tańca jest mi w związku z tym najbliższą formą i z niej się wywodzę.

Potem próbowałem ją rozwijać na zasadzie własnego laboratorium, bo mój teatr był taki że ja w trakcie tworzenia kolejnych spektakli i pracy z dzieciakami rozwijałem siebie jako artystę, instruktora, choreografa i jako reżysera. Dało mi to bardzo wiele, bo to była też moja pierwsza prawdziwa praca zarobkowa, więc z każdej strony to ukształtowało mnie na człowieka, którym jestem dzisiaj. Gdzieś w trakcie tego wszystkiego poznałem locking. Poszedłem do szkoły choreograficznej i założyłem Warszawski Funk. Wszystko zaczęło się właśnie dzięki tej styczności z teatrem tańca i temu że miałem możliwość swobodnej pracy twórczej. To jest bardzo istotne i za to jestem najbardziej wdzięczny Domowi Kultury Dorożkarnia, że dał mi swobodę i naprawdę mogłem robić co uważam za słuszne.

A jeżeli chodzi o samą formę teatru tańca to uważam ją za najważniejsze osiągnięcie i najważniejszy pułap tańca jaki w ogóle istnieje. Po to trenujemy, po to męczymy nasze ciało, po to jej rozwijamy, żeby potem móc to komuś przekazać i scena teatru wydaje mi się do tego najlepszym miejscem. Oczywiście teatr jest bardzo szerokim pojęciem (nie tylko budynek), ale tutaj już wchodzimy w dyskusję filozoficzną (śmiech).

Dlaczego locking, jak to się stało, że akurat ten styl stał się Twoją pasją?

Na pewno dwie rzeczy są w lockingu które kocham. Pierwsza to właśnie teatralność, robienie show i przekazywanie jakiś emocji i historii drugiemu człowiekowi. Drugie to po prostu wariactwo, ta pozytywna energia oraz swoboda i otwartość jaką trzeba mieć w głowie żeby móc tańczyć ten styl. A wisienką na torcie stał się Funk i cała kultura funkowa którą odkryłem dzięki temu stylowi.

Jak się odniesiesz do szeroko dyskutowanej kwestii „kryzysu” polskiego lockingu. Często na zawodach odwołuje się tę kategorię z powodu słabej frekwencji. Coraz mniej ludzi tańczy locking czy tancerzom brakuje… mobilizacji? Jak to oceniasz?

Cała sytuacja z tak zwanym kryzysem w lockingu jest tematem rzeka i nie da się go streścić w dwóch zdaniach. Nie ma też jednego rozwiązania ani jednego powodu na to dlaczego tak się stało.

Po pierwsze moim zdaniem nie do końca jest coś takiego jak kryzys lockingu. To jest styl tańca, który zawsze był niszowy. Zawsze tańczyło go mniej ludzi. Faktycznie te parę lat temu było tego więcej, ale to był ogólny bum na ten taniec, nie tylko w Polsce.

To były początki zawodów Juste Debout, które stawały się bardzo popularne i tak naprawdę locking wtedy wrócił z zapomnienia. Początek 2005 do 2010 roku to jest moment w którym nagle ludzie sobie przypomnieli, że był w ogóle taki taniec. Zwłaszcza w Europie, gdzie poza pojedynczymi jednostkami, które coś wiedziały i miały z tym jakąś styczność, nikt tego nie tańczył. Wszyscy skupiali się na breakingu i na poppingu, aż tu nagle kiedy pojawiło się Juste Debout, YouTube i filmiki to odkryto ten taniec na nowo. Zaczęto się go uczyć, zapraszać nauczycieli, pojawili się ponownie tancerze z The Lockers, który sami popadli trochę w zapomnienie. Chociażby sam fakt że Don Campbell czyli twórca tego tańca w ogóle przestał tańczyć. Kiedy nie mógł zarabiać na tym pieniędzy to wziął się za normalną pracę i właśnie dopiero w latach dwutysięcznych ktoś go odkrył na nowo i powiedział mu że locking jest i że fajnie jakby się pojawiał i uczył.

Więc mając to wszystko na uwadze, nie jest tak że nie ma w ogóle tancerzy locking u w Polsce. Oni są, ale jest ich jak zwykle mało, więc też nie dziwne że nie pojawiają się w dużych ilościach na zawodach. A jako że jest coraz więcej świetnych zawodów w Polsce to trudno żeby każdy jeździł wszędzie, więc niestety jest tak że pojawia się parę osób i nie opłaca się robić kategorii locking.

Z drugiej strony trochę jest też tak że my nie zadbaliśmy o następne pokolenie. Bardzo mało jest młodych ludzi dzisiaj, którzy jarają się i chcą się rozwijać. Więc moim zdaniem to co musimy zrobić, to uczyć kolejne pokolenia, zajarać ich i sprawić żeby poznali ten taniec i chcieli jeździć za granicę i rozwijać siebie i w ten sposób naszą scenę.

Czy ma to odniesienie do sceny światowej, jaka jest kondycja lockingu na świecie?

Nie chcę się wypowiadać jako specjalista w kwestii całego świata, bo każda scena charakteryzuje się swoją specyfiką, ale patrząc taką bardzo ogólną perspektywą, to taniec ten systematycznie się rozwija. Wystarczy spojrzeć na zawody chociażby z 2004 roku, a na to jak dzisiaj wygląda locknig. Różnica jest naprawdę kosmiczna. Zupełnie inny poziom, zupełnie inni tancerze i zupełnie inne myślenie o tym tańcu. Tak jak mówiłem już wcześniej ten taniec zawsze był trochę niszowy, zawsze tańczy go mniej ludzi niż powiedzmy popping czy hip-hop czy breaking, ale wydaje mi się że nie ma sytuacji, że tych tancerze brakuje. Oni są, co chwila pojawiają się nowi, lepsi, fajniejsi, więc nie czeka nas sytuacja, w której nagle locking przestanie istnieć. Oczywiście mnóstwo się mówi o tym jak ten locking ma się rozwijać, czy trzeba zmieniać muzykę itp., ale to tak jak w każdym tańcu i w każdej dziedzinie sztuki, która musi ewoluować, żeby przetrwać. Pojawia się nowe pokolenie, które ma nowy pomysł na to. Wszystko się zmienia i uważam to za dobrą rzecz. Niech tak się dzieje, niech ten taniec ewoluuje.

Czy potrzeba dużej pracy u podstaw aby wychować nowe pokolenie, które będzie się liczyć na scenie międzynarodowej?

Tak jak już powiedziałem wcześniej, musimy wychować kolejne pokolenia jeżeli chcemy żeby ten taniec się rozwijał. Ktoś musi go po nas przejąć i powiedzieć “Stary już jesteś słaby, daj ja teraz zrobię to lepiej”. Musimy prowadzić zajęcia, musimy ściągać ludzi na warsztaty nawet jeżeli przyjdzie na te warsztaty pięć osób i zdarzy się że będziemy musieli dopłacić do tego. Trudno, jeżeli chcemy żeby ten taniec przetrwał to musimy o niego zawalczyć.

Oprócz tańca jesteś też dziennikarzem radiowym. Od trzech lat prowadzisz audycję w Radiu Kampus.

Tak, aczkolwiek zupełnie nie jest to coś co planowałem w swoim życiu. Wydarzyło się to niezależnie ode mnie. Na Facebooku Warszawskiego Funku jakiś czas temu robiłem co niedzielę krótki post o różnych artystach funkowych i odezwał się do mnie człowiek, który prowadzi soulową audycje właśnie w Radiu Kampus. Powiedział że on ma te audycje w niedzielę, więc można by to połączyć: on będzie puszczał muzykę o której ja piszę na Facebooku, a za zapraszał na jego audycję. Tak się poznaliśmy i od słowa do słowa trafiłem do niego do audycji. Rozmawialiśmy sobie na antenie, przyniosłem parę utworów muzycznych i po jakimś czasie na tyle już byliśmy zaznajomieni ze sobą, że poprosił mnie o zastępstwo któregoś razu. Zagrałem i spodobało się. Odezwał się do mnie potem Naczelny radia Kampus i powiedział że nie mają obecnie audycji funkowej, a fajnie jakby mieli i czy nie chciałbym takiej poprowadzić. No i tak się wydarzyło trzy lata temu! Prowadzę to do dzisiaj i cały czas się tym jaram, sprawia mi to ogromną frajdę. Dzięki temu poznałem mnóstwo ludzi związanych z muzyką, przeprowadziłem wywiady z różnymi artystami (chociażby z Martą High, która współpracowała z Jamesem Brownem), no i nie planuję się zatrzymywać. Zdecydowanie muzyka to jest to w czym czuję się najlepiej i chcę rozwijać się w tą stronę.

Jakie są Twoje inspiracje muzyczne? Czego słuchasz na co dzień?

Zdecydowanie słucham najwięcej Funku, ale to też pod kątem przygotowywania audycji, więc szukam dużo nowej muzyki. Poza tym nie stronie od niczego. Bardzo lubię jazz, ubóstwiam muzykę swingowa, nie uciekam od klasyki. W zasadzie wszystko co jest dobre to jest dobre (śmiech). Jeżeli muzyka powstaje z pasji, to jest to muzyka wspaniała, nieważne jaki to jest gatunek muzyczny. A jeżeli ktoś robi po to, żeby zrobić kasę albo z jakiegoś innego powodu nie związanego z samą przyjemnością robienia muzyki, od razu to słychać i to jest badziew (patrz disco polo).

Rodzimy popping ma imprezy stricte poppingowe, może warto robić analogicznie z lockingiem?

Największą ironią jest to, że to my zapoczątkowaliśmy imprezę z cyklu Polski Locking, którą potem zapożyczył popping. Pierwsza edycja odbyła się w 2015 roku w Warszawie i idea była taka, że każda kolejna będzie się działa w innym mieście. To miało być spotkanie towarzyskie połączone z tańcem i demonstracją różnych miast w Polsce. Udało się zrobić takich trzy w Warszawie, w Lublinie i w Gdańsku. Potem gdzieś jak to często bywa pomysł umarł, zajawka zniknęła i każdy zajął się swoimi sprawami. Ale teraz stwierdziliśmy, że trzeba do tego wrócić i dokładnie 9 i 10 lutego w Warszawie robimy kolejny Polski Locking. Będą warsztaty, jamy, zawody, impreza i oczywiście panel dyskusyjny.

fot. Marta Ankiersztejn

W Łodzi ukończyłeś studia na wydziale Choreografii i Technik Tańca, można powiedzieć, że na tańcu znasz się jak mało kto.

Wrodzona skromność nie pozwala mi się zgodzić z tym do końca, ale faktycznie zawsze byłem większym teoretykiem niż praktykiem. Zawsze taniec fascynował mnie jako idea antropologiczno-filozoficzna. Dlaczego chcemy tańczyć? Po co tańczymy? Dlaczego dzielimy na różne style tańca? Jak muzyka wpływa na nasze ciało? Wszystko to są dla mnie rzeczy bardzo istotne i dlatego zawsze staram się spróbować i doświadczyć jak największego wachlarza stylów tańca, technik i form ruchu, żeby zgłębić samą ideę poruszania się.

Uwielbiam to, że taniec jest nie tylko formą ruchu, ale sytuacją społeczną, która jest zakorzeniona w kulturze z której pochodzi i w muzyce z jakiej czerpie. Zgadzam się w 100% z każdym kto mówi, że trzeba znać podstawy tańca nie tylko ruchowe, ale też społeczne. Czyli na przykład w przypadku lockingu trzeba wiedzieć gdzie on powstał, kto go stworzył, kiedy go stworzył i po co, ale z drugiej strony uważam, że nie można się zamykać na to. Trzeba znać historię, wiedzieć skąd się coś wzięło, ale taniec musi się rozwijać i jeżeli ktoś uczy się go w Polsce no to ma zupełnie inne doświadczenia niż młody chłopak w Los Angeles w latach siedemdziesiątych. Nie próbujmy zmusić go do tego żeby tańczył w taki sam sposób, bo to jest po prostu niemożliwe.

Trochę nawiązując do wcześniejszego pytania, jak myślisz, dlaczego w Polsce tancerze nie mają rozbudowanych mediów branżowych, literatury o tańcu w ujęciu ulicznym jest jak na lekarstwo. Z czego to wynika?

To jest chyba najczęściej problem braku akademickiego wychowania tanecznego w Polsce. Tanecznych szkół wyższych jest w Polsce niewiele, a jeśli chodzi o taniec uliczny nie ma żadnej. Nawet za granicą w Stanach Zjednoczonych formy tańca ulicznego są jako dodatek do tych pozostałych tak zwanych wyższych. Cały czas, mimo że powstało 1000 filmów, które próbuje ten podział zlikwidować, nadal on istnieje. Nadal hip-hop jest tańcem ulicznym czyli w rozumieniu naukowym, tym gorszym. Więc nie pisze się o nim, bo nie ma szkół, które badają go od strony techniczno-filozoficzno-społecznej. Są poszczególne pojedyncze jednostki, które napiszą książkę o swojej historii, ale dopóki nie stworzy się zaplecza akademickiego, które będzie badać coś takiego jak taniec uliczny, no to nikt tego nie piszę bo nie ma czego napisać.

Dlatego takie portale jak Mobilizacja są czymś co jest nam bardzo potrzebne i bardzo istotne jest, żeby pojawiały się tam teksty naukowe, pisane przez specjalistów, którzy zajmują się tańcem nie tylko ulicznym, ale w ogóle. Żeby zacząć uświadamiać młodych tancerzy o tym jak to jest szeroka dziedzina sztuki. Bo w ten sposób zachęciły ich do zgłębienia tematu i do tego żeby oni rozwijali siebie wraz z tańcem.

Ostatnie pytanie. Mówią na Ciebie „prezes” w Warszawskim Funku? 😉

Haha tylko dla jaj!



Komentarze