„Moje podejście się zmieniło, stawiam na podróże i rozwój”. Rozmowa z BBoyem Arturem „Arczkiem” Karapetyanem

Choć w tańcu funkcjonuje od wielu lat jest przedstawicielem młodego pokolenia breakingu. Student fizjoterapii. Wrocławski bboy z korzeniami armeńsko–ukraińskimi. Amator all styles battles. Zapraszamy na rozmowę z Arczkiem z ekipy Hajime no Owari.

Zacznijmy od Twojego nazwiska. Był kiedyś taki armeński pływak Shavarsh Karapetyan. Jakie są Twoje korzenie?

A to ciekawostka. Karapetyan jest dosyć pospolitym nazwiskiem w Armenii, mój ojciec pochodzi właśnie ze stolicy tego kraju – Erywaniu, zaś moja mama z Ukrainy – Odessy, a ja urodziłem się w miejscu, w którym żyję po dziś dzień – Wrocławiu, więc czysto rzecz biorąc nie mam nic z Polaka we krwi, ale spędziłem tu całe życie.

Pod czyim okiem stawiałeś pierwsze kroki w breaku?

Zacząłem tańczyć w wieku 8 lat i to zasługa mojego brata i jednego z najbardziej oryginalnych bboys, jakich znam dotychczas – Bboy Vital.
Razem z nim i Łewapem trafiłem na salę w MDK’u i uczyłem się od oldskulowych bboys z Wro – Domel, Czaki, Kaczor… Później już mogłem uczestniczyć w zajęciach dla grupy zaawansowanej i poznałem Paulinę, Gosię, Dejota, Jazzerę i wielu innych!

Pamiętasz swoje pierwsze zawody?

Pierwsze zawody? Ufff… myślę, że mogła to być KROBIA! (śmiech) Pamiętam, że spóźniliśmy się z Vitalem i z ziomami na pociąg, ale trafiliśmy na autokar jakichś czirliderek i one jechały na tę samą bibe (śmiech).
Wystartowałem w Kids Battle, totalnie zestresowany i przegrałem pierwszą rundę (mimo, że na trybunach słyszałem tylko dopingujący pisk dziewczyn z autokaru). Plus jest taki, że za startowanie dostałem keczup.

Pomimo młodego wieku, szybko przedostałeś się do krajowej czołówki. Czujesz, że twój czas nadchodzi?

No nie wiem czy tak szybko dostałem się do czołówki… Zacząłem tańczyć w 2005 roku, już trochę mam za sobą, a jestem tu dopiero teraz. Od kilku lat moje podejście się zmieniło, stawiam na podróże i rozwój, daję z siebie dużo więcej i czuję, że rosnę z każdym miesiącem, bo pracuję na to. Dlatego wierzę, że jeśli zdrowie pozwoli, to szykują się ciekawe rzeczy.

fot. Tobiasz Sawicki

Pod koniec ubiegłego roku wygrałeś na zawodach finał z Zawiszą co to była za impreza?

Tak, udało się zrobić dobrą waleczkę z Zawiszą i wygrać. Pojechaliśmy na zawody United Movement w Bratysławie, byłem na tej samej bibie w poprzednim roku i przegrałem finał z Twisterem – Hasta la Muerte, więc miło było rok później zmienić scenariusz.

Zdarza Ci się startować w All Styles Battles. Dobrze się czujesz w takiej formule?

Właśnie niedawno wpadłem na cyphery we Wrocławiu, odbywała się ciekawa imprezka allstyles o nazwie Pasibrzuch. Bardzo lubię uczestniczyć w takich imprezach z kilku powodów. Przede wszystkim muzyka – jest dużo bogatsza, dużo bardziej zróżnicowana, wymaga ode mnie poszukiwań i ryzyka, na eventach breakingowych często muzyka jest bardzo monotonna i schematyczna.

Drugim aspektem jest zróżnicowanie stylów tanecznych – Jak widzę ludzi, którzy mają całkowicie inne podejście, sposób poruszania się, nastawienie czy sposób kreowania ruchów, to bardzo mnie to inspiruję i też chcę poszukać tam, gdzie jeszcze nie próbowałem. Poza tym na takich bibach hype jest większy, bo to zazwyczaj nie są bboys czy bgirls i breaking widzą rzadziej i wydaje im się bardziej ekscytujący.

Stazy i Arczek fot. Gniewko Głogowski

Czy jest cos czego Ci brakuje na polskich zawodach a co można znaleźć na zagranicznych eventach?

Hmm… ciężko mi powiedzieć co to może być, ale z pewnością coś jest.
Może zależy to od braku pomysłowości? Liczne contesty 1vs1, 2vs2, 3vs3, niewielu organizatorów wychodzi poza schemat, żeby stworzyć coś, czego jeszcze nie było, a może mało ludzi stawia na detale podczas imprezy, przez co nie pozostawia ona głębszych odczuć? Nie wiem, ale to nie mi ich poprawiać, bo sam nigdy nie zorganizowałem żadnej imprezki.

Jednak mamy kilka takich zawodów w Polsce jak Red Bull Poland Cypher, Rockafellaz, USUJ i pewnie jeszcze kilka bib, na które ostrzę zęby i mam wielką ochotę pojechać.

Co jest Twoim znakiem rozpoznawczym?

Airchair, drille, tracki, przejścia przez głowe? (śmiech) Sam chciałbym wiedzieć, może to pytanie do kogoś innego. Mam różne priorytety w breakingu i wiem, z czym chciałbym być kojarzonym, jeśli w ten sposób miałbym odpowiedzieć to muzyka + styl + trudne ruchy.

fot. Gniewko Głogowski

Jesteś studentem fizjoterapii to częsty kierunek u tancerzy…

To fakt, zdecydowałem się na ten kierunek, ponieważ na pierwszym miejscu w życiu stawiam taniec, a to może mi dużo pomóc w tańcu. Świadomość swojego ciała i tego jak ono pracuje to duży plus, mogę szybciej wyjść z kontuzji i pomóc ludziom dookoła mnie. Albo co ważniejsze osiągać wiedzę, która pozwoli mi zmniejszyć szansę na uraz.

Co lubisz robić poza breakingiem?

Poza breakingiem lubię żyć życiem. Chwytam się wszystkiego, co wydaje mi się ciekawe i nowe. Uwielbiam się ruszać, więc wszelkiego rodzaju sporty wchodzą w grę, zarówno rywalizacja, jak i współpraca. Poza tym chcę być z ludźmi i poznawać ludzi, bo właśnie to ma sens w życiu. Nie lubię marnowania czasu, więc w wolnej chwili staram się sięgać po wiedzę albo po prostu usiąść wieczorkiem w dobrym towarzystwie i przychillować.

Co to znaczy Hajime no owari?

Hajime no Owari w dosłownym tłumaczeniu znaczy Początek Końca w języku japońskim. Jednak chodzi tu bardziej o inspirację zaczerpnięta z anime o młodym bokserze, Ippo, animka nazywa się Hajime no Ippo i dawała nam dużo motywacji podczas treningów.

Artur Karapetyan BBoy Arczek

Mieszkaniec pięknego miasta Wrocław, urodzony w 1997 roku. Student fizjoterapii.
Zapewnia, że jak chcecie się przejechać super furą to zaprasza na happyhummer.auto.pl. Razem ze Stazym, Kostekiem i Marichokiem tworzy ekipę Hajime no Owari.



Komentarze